Ostatnio dokonaliśmy dziejowego odkrycia.
I muszę je tu zamieścić wielkimi literami. ;)
JEDNAK JEST MIEJSCE W DOMU DLA WYKLĘTEGO RAFINOWANEGO CUKRU, GÓRY GRUBOMIELONEJ SOLI, KAWY A NAWET, TFU TFU, MLEKA!
TO ŁAZIENKA!
;)
Zatem dziś przenosiny z kuchni.
Czas na przyjemności dla ciała i zmysłów.
Zaczynamy cykl DOMOWE SPA.
:)
Powiadają, że działa ...
UWAGA:
ujędrniająco,
wyszczuplająco,
wygładzająco
i antycellulitowo...
itd itp...
Ekhm.
Sprawdzimy, sprawdzimy...
Póki co, pachnie tak pięknie, że chciałoby się go zjeść.Wersji na peeling kawowy słyszałam w życiu wiele. Najczęściej powtarzana składa się z kawowych fusów i jest to zdecydowanie wersja najbardziej ekonomiczna. Zwłaszcza jeśli się te kawę wczesniej wypije. ;)
Ja nie używam.
Aż do dziś...
W łazience.
;))
Składniki:
Kawa ziarnista
olej kokosowy (nierafinowany)
Wykonanie:
Kawę zmiel "na grubo". Wymieszaj dokładnie taką sama ilość łyżek kawy i oleju. Przełóż do słoika.
I pędź do łazienki.
Nastaw się na robotę po relaksie.
Wanna będzie ekhm ekhm... mniej biała. ;)
Efekty? Gładka, pachnąca skóra, z cudownym kokosowym "filmem".
Po spłukaniu kawy zostanie na niej warstewka kokosowego oleju dzięki któremu skóra jest odżywiona, pięknie błyszcząca i gładka.
I nie musisz już używać balsamu!
Ahoj z łazienki!
:)
CDN...!
ps. To co zapamietałam onegdaj ku przestrodze: taki peeling ma duże stężenie substancji aktywnych (jego odpowiednik sklepowy kosztowałby krocie) i z tego względu nie jest polecany dla osób ze skórą "naczynkową", gdyż jest dla nich zbyt mocny.